Loader
Dolnośląski Festiwal Biegów Górskich 2019
8
post-template-default,single,single-post,postid-8,single-format-standard,bridge-core-1.0.6,ajax_fade,page_not_loaded,,qode-title-hidden,qode_grid_1300,hide_top_bar_on_mobile_header,qode-content-sidebar-responsive,qode-theme-ver-18.2,qode-theme-bridge,disabled_footer_bottom,qode_header_in_grid,wpb-js-composer js-comp-ver-6.0.5,vc_responsive

Dolnośląski Festiwal Biegów Górskich 2019

Festiwal w Lądku Zdroju gromadzi rzeszę zapalonych fanów biegania. Całość to siedem dystansów plus biegi dla dzieci i kilkaset kilometrów doskonale oznaczonych tras, a wszystko to podczas czterodniowego święta. Każdy, kto kocha bieganie, znajdzie tutaj dystans dla siebie. Wiele można powiedzieć o biegach górskich, ale takiej atmosfery jak na DFBG się po prostu nie spotyka wszędzie. Ale do zawodów, bo mi żyłka z podekscytowania pęknie.

Do Lądka dotarłem dzięki pomocy Marcina i pośrednictwu Dominiki już w środę. Po drodze załatwiałem na szybko jakiś nocleg, co nie było jakieś niemożliwe. Lądek przywitał nas słoneczkiem i śpiewającym ptactwem wszelkiej maści. Jak fajnie po takiej podróży wylądować na końcu świata ? Po zakwaterowaniu szybki obiad i zakupy, bo przecież do biegu trzeba się przygotować. Głowa już myślami na starcie najdłuższego dystansu festiwalu, czyli Biegu Siedmiu Szczytów 240km. Cieszę się, że dotarłem dzień wcześniej, bo spokojnie odpocząłem przed samym startem. Rano trzeba było sobie znaleźć zajęcie, bo biuro zawodów dopiero od 12:00. Jak nic idę na śniadanie i po drodze sprawdzić listy startowe. Jakież było moje zdziwienie, kiedy okazało się, że mojego na listach brak!!!!! Szok i nie dowierzanie!!! Po szybkim telefonie dowiedziałem się, że nie ma zaksięgowanej mojej wpłaty – nie pozostało nic innego tylko ponownie zapłaciłem i o 12:00 odebrałem pakiet startowy. Nie czas i miejsce na szukanie teraz wyjaśnień i tymi zająłem się w domu (okazało się, że po prostu zapomniałem opłacić i tyle ? ).

Dzień startowy spędziłem na spacerze i konsumpcji makaronów różnej maści. Na dwie godziny przed startem zacząłem pakowanie kamizelki i zabezpieczanie stóp do startu. Naładowany i z głową luźną stanąłem na starcie. 18:00 start. Kawałeczek asfaltu i w końcu las i góry – to co lubię. Punkty na trasie dobrze zaopatrzone i świetnie przez wolontariuszy prowadzone. Bieg po górach sprawia m i ogromną radość a nogi niosą jak rzadko. Założony plan czasowy wypełniam zawsze z zapasem czasowym, którego z punktu na punkt mam coraz więcej. Co punkt zaczynam się jednak zastanawiać, czy obuwie na ten właśnie bieg mam właściwe. Odcinki asfaltowe, przed którym ostrzegali mnie wcześniej inni, okazują się o wiele dłuższe niż byłem w stanie przewidzieć. Świetny czas na 100-tnym kilometrze daje mi ogromną dawkę pozytywnej energii.

Średnia prędkość biegu jest wyższa o ok 0,5 km na godzinę niż zakładałem, ale niestety moja euforia nie trwała długo. Kolejne asfaltowe odcinki rozbiły moje stopy, a konkretnie pięty, na maxa. Na punkt na 112 kilometrze dotarłem już z ogromnym bólem pięt. Bałem się zaglądać co jest w butach i stwierdziłem, że dotrę na 130 kilometr do Kudowej Zdroju i tam się zastanowię co dalej. Niestety ostatnie 15 kilometrów zmuszony byłem biegnąć na palcach, co oprócz już załatwionych pięt załatwiło dodatkowo moje łydki, które zaczynały łapać skurcze.

Po dotarciu do Kudowej i zdjęciu butów, moja decyzja mogła być tylko jedna. Na tych zawodach to koniec ? . Spuchnięte i posiniałe pięty i do tego skurcze łydek w perspektywie kolejnych startów nie pozostawiły mi wyboru. Na tym nie koniec mojej przygody z DFBG, wrócę tu za rok przygotowany do tego dystansu lepiej niż w tym roku.

Brak komentarzy

Skomentuj artykuł