Loader
V Festiwal Biegu Rzeźnika
871
post-template-default,single,single-post,postid-871,single-format-standard,bridge-core-1.0.6,ajax_fade,page_not_loaded,,qode-title-hidden,qode_grid_1300,hide_top_bar_on_mobile_header,qode-content-sidebar-responsive,qode-theme-ver-18.2,qode-theme-bridge,disabled_footer_bottom,qode_header_in_grid,wpb-js-composer js-comp-ver-6.0.5,vc_responsive

V Festiwal Biegu Rzeźnika

Jjest 20 czerwca, godzina 18:00 i 30 minut do startu. Pakiet odebrałem dzień wcześniej, więc bez spiny podążałem tylko z przepakiem i sobą na start. Od rana biegali koledzy i koleżanki trasę Sky 55km i widać było, że jest na trasie trochę błota. Zbliża się godzina zero, 18:30 i organizator świetną muzą zagrzewa nas do startu, odliczamy 10, 9, …..0 start, poszli. Gorąco i duszno. Ok 3 kilometrów asfaltem i skręcamy w końcu w teren. Fajny, szybki 12 kilometrowy odcinek do pierwszego punktu kontrolnego pokonuję z zapasem 30 minut do założonego czasu. Uzupełniam płyny i bez zwłoki lecę na kolejny punkt, 23 kilometry dalej na 35 km trasy. ?

Kilka ostrych podejść na tym odcinku dało nogą popalić i jakby tego było mało moja głowa upomniała się o kolę – no chyba zdziecinniałem bo długo walczyłem z tym zachciołem, dopiero kiedy przypomniałem sobie, ze w plecaku mam żelki z pakietu o delikatnym posmaku koli co mnie chyba uratowało ? Na punkcie, jak się każdy domyśli, wpadłem w pierwszej kolejności do koli – jaka ulga ? Fajna trasa, jest ok 12 w nocy i w końcu się troszkę ochłodziło, można biec dalej. Noga podaje jak nigdy, szybkie zbiegi dwa razy wykoleiły moją lewą nogę ale na tyle niegroźnie, że biegłem dalej. Po tych przygodach na punkcie w Cisnej ok 58 km mój cały zapas czasu stopniał do zera. Przebrany w świeże ciuchy, napojony i zatankowany z posmarowanymi stopami ruszam dalej. Następny punkt kontrolny mam na 75 kilometrze w Smerku (mam nadzieję, że dobrze odmieniłem ? ). Idzie dobrze, zaczynam znowu nadrabiać straty czasowe. Po ciężkim i długim podejściu na zmianę bieg w dół i wspinaczka. Fajnie bo czuję się świetnie a noga dalej podaje jak trzeba. Mijam kolejnych biegaczy i dobrze idzie do momentu, aż zachciało mi się wyprzedzać po trawie, w której nic nie widziałem. Szlag, kamol lub korzeń wykręcił mi stopę do tego stopnia, że wyskoczyła mi jakaś kulka na kostce ? koszmar biegacza, zero możliwości biegu. Po kilkunastu minutach walki, miałem nadzieją, że jak poprzednio rozchodzę i będzie git, doszedłem do jednego na tamten moment słusznego wniosku – trudno, trzeba zejść z trasy, by nie narobić głupot. Na rozwidleniu szlaków gdzie czerwony prowadził na punkt ok 5 km ode mnie ja skręcam żółtym w dół do miejscowości Przysłup. Telefon do organizatora z informacją i do żonki po transport. Żal mam do siebie ogromny. DNF dostałem tylko dlatego, że pokusiłem się o zaoszczędzenie kilku minut na tym długim dystansie. Nic, trudno. Trzeba się z tym pogodzić i zapisać za rok na zemstę ?

Co do samego festiwalu. Impreza zorganizowana na wysokim poziomie. Na punktach bardzo pozytywni i chętni do pomocy ludzie. Fantastyczny klimat biegu i Bieszczad udziela się wszystkim. Ceny nie przyciągają, ale cóż – klasyka gatunku ? Ja muszę za rok się stawić i dokończyć bieg, bo tak nakazuje dekalog ultrasa ? Do zobaczenia na starcie

Brak komentarzy

Skomentuj artykuł